Kancelaria Adwokacka adwokat Izabela Kałczuga

"Walka" o Dziecko - jak ja nie lubię tego słowa !

Poznaj siebie, zanim zechcesz dzieci poznać

Zdaj sobie sprawę z tego, do czego sam jesteś zdolny,

Zanim dzieciom poczniesz wykreślać

Zakres ich praw i obowiązków

Janusz Korczak

Nierozwiązane sytuacje powodują zawiść, złość, brak opanowania nad emocjami - a wszystko to w połączeniu objawia się brakiem zrozumienia tego, co najważniejsze, a mianowicie dobra wspólnego Dziecka. Do czego może doprowadzić ból, rozczarowanie drugim człowiekiem, poczucie krzywdy, osamotnienia, niemożliwość pogodzenia się z sytuacją? 

Z moich obserwacji wynika, że do walki - lecz nie walki z samym sobą, tylko z drugim człowiekiem, tym który nas zawiódł, tym przez którego cierpimy, który nas upokorzył. Jakże często jest to Rodzic, który na skutek wspólnej decyzji o rozwodzie czy rozstaniu, stał się Rodzicem pierwszoplanowym.

Gdzie w tym wszystkim jest miejsce dla Dziecka ?

Dziecko pozostaje pomiędzy; mimo, iż wykrzykujemy jak bardzo je kochamy - to tylko słowa i w żaden sposób nie idą za tym czyny Rodzica.

Czy którykolwiek z Rodziców, argumentujących swoje przekonania o tym, co dobre dla jego Dziecka patrzy z jego perspektywy ?

Czy nie jest tak, że przede wszystkim Rodzice skupiają się na sobie, własnej sytuacji, w dalszej kolejności na drugim Rodzicu ? Jakże często słyszę "Ona nie nadaje się na matkę , On jest złym ojcem". A gdzie jest Dziecko ?

Nie ma już Dziecka – podmiotu, który żyje, czuje i jest zagubione w nowej sytuacji, stworzonej przez dorosłych jakby wydawać się mogło odpowiedzialnych Rodziców.

Jest tylko moje Dziecko - przedmiot utożsamiany z lalką, którą można przenosić z miejsca na miejsce, która nie ma prawa mieć własnych uczuć i przejawiać emocji, czy potrzeb – „bo przecież ja wiem lepiej, co ono czuje i co jest dla niego najlepsze”. 

I w krótkiej chwili pochłonięci nienawiścią do drugiego Rodzica, zapominamy, że to jest nasze Dziecko – nie moje, nie twoje lecz Nasze. To ono i jego dobro powinno być w centrum zainteresowania, a w większości dobro Dziecka rozumiane jest przez pryzmat własnego „ego” jednego z Rodziców.

Czy zawsze jest to Matka – niekoniecznie. Czy walka z drugim Rodzicem, publiczne podważanie jego osoby, kompetencji, nazywanie „kimś” lub „czymś” prowadzi do rozwiązania konfliktu, czy do jego eskalacji ?

Czy w tym wszystkim jest jeszcze Dziecko, a jeżeli tak, to gdzie jest jego miejsce ? Czy naprawdę pomiędzy jednym a drugim Rodzicem ? Czy może konieczne jest wyeliminowanie jednego Rodzica, bo tylko wówczas Dziecko może być szczęśliwe ? 

Nam, dorosłym wydaje się, że Dziecko niewiele wie, nie widzi i nie słyszy, a przede wszystkim nie jest świadome tego, w jaki sposób Rodzice traktują się wzajemnie, w jaki sposób rozmawiają i co jest tematem rozmów.

Błędne przekonanie.

Jedna z Klientek przyszła do Kancelarii razem z 4 letnim synem. Dbając o to, aby dziecko nie było świadkiem rozmowy, pozostawione zostało pod opieką mojej asystentki, która zaproponowała wspólne rysowanie. Jednym z tematów rysunku była Rodzina. Po zakończonej wizycie, spojrzałam na rysunek i nie mogłam uwierzyć w to, że rysunek 4 latka przedstawia dokładnie to, co się dzieje w tej Rodzinie. Tylko Rodzicom wydaje się, że przecież to Dziecko nic nie rozumie, nie czuje i nie wie.

A tymczasem to Dziecko wie więcej, niż nam się wydaje.

Zapewne odpowiedź Rodzica będzie jedna - to Matka/Ojciec zmanipulował Dziecko, przekupił je do swoich racji, nastawił przeciw mnie. 

A może analizę warto rozpocząć od siebie, zamiast skupiać się na tym drugim, złym i bezwzględnym Rodzicu? Może warto sobie odpowiedzieć na pytanie: co ja takiego zrobiłem, że nasze Dziecko mnie tak postrzega, że się mnie boi, że nie chce się ze mną spotykać, że unika kontaktu osobistego, czy telefonicznego, w końcu że nasze Dziecko odsunęło się ode mnie?

Nie słuchamy Dziecka, bo wiemy lepiej od niego, znamy bezbłędnie jego uczucia, emocje i myśli. Uzurpujemy sobie prawo do niego, traktując jako własność.

Walczymy o zmianę miejsca zamieszkania Dziecka, ale nie zastanawiamy się nad tym, jak taka zmiana wpłynie na Dziecko, sami nota bene nie będąc skłonni do takich poświęceń.

Dziecko zaś musi.

Nie jest ważne to, że tu ma przyjaciół, szkołę, znajomych, własne miejsca – ma je pozostawić – ponieważ ma być ze mną – ale dlaczego – bo ja tak chcę, bo to ja mam rację, bo Rodzic pierwszoplanowy ułożył sobie życie z kimś innym, bo założył nową Rodzinę, bo wychowuje z założenia źle – bez wskazania konkretnych argumentów, czy wreszcie jest złym Rodzicem bo był złym mężem czy żoną, bo mnie zranił i ten ból we mnie tkwi więc za to wszystko teraz zapłaci. Tylko dlaczego cena musi być tak wysoka - walutą staje się zawsze nasze Dziecko.

Czy to nie za wysoka cena?

Czy w tej walce jeszcze chodzi o Dziecko? 

Czy raczej walka wynika z potrzeby udowodnienia drugiemu Rodzicowi, "kto jest górą, kto tu rządzi", potrzeby pokazania siły, potrzeby wykrzyczenia niemym głosem "ty mnie zraniłeś, zobaczysz jak ja teraz Cię zranię"? 

W grę wchodzą emocje, z którymi dorośli nie potrafili się uporać po rozwodzie - a co ma powiedzieć bezbronne, niczemu niewinne Dziecko, które w żaden sposób nie przyczyniło się rozstania Rodziców.

Dlatego walka o dziecko w rzeczywistości jest walką Rodziców - dojrzałych zdawać by się mogło osób, przynajmniej na tyle dojrzałych, że kiedyś zdecydowali się na posiadanie potomstwa ze wszystkimi tego konsekwencjami. Dziecko jest tylko pretekstem. 

Trzeba mieć w sobie wiele dojrzałości emocjonalnej, aby zrozumieć, że w sprawach dotyczących Dzieci nie jest ważne to, co chce Mama, czy to co chce Tata, ale zawsze patrzeć trzeba przez pryzmat Dziecka i poszukiwać dla niego najlepszego rozwiązania, licząc oczywiście na mądrość Rodziców.

Z przykrością stwierdzam, że nie zawsze jest to jednak możliwe, a konsekwencje ponosi zawsze Dziecko.

 Adwokat Izabela Kałczuga